Najmłodsi dominikanie o różańcu (2011)

W sobotę 20 sierpnia 2011 roku szesnastu młodych mężczyzn otrzymało dominikański habit. Podczas uroczystej ceremonii, zwanej obłóczynami, zdjęli krawaty i marynarki, a przywdziali białe habity oraz czarne kapy. Otrzymali też skórzane pasy i przypięte do nich różańce. Wcześniej zechcieli ujawnić parę szczegółów ze swojego życia ? tych, które, jak to sami określili, mówią o ich osobistej „przygodzie” z modlitwą różańcową. Oto niektóre z wypowiedzi:

 


 

PIOTR

MODLITWA RÓŻAŃCOWA była w mojej rodzinie obecna od zawsze. Bliskie mi osoby odkryły i doświadczyły, że ten sposób kontaktowania się z Panem Bogiem jest szczególnie skuteczny. Stąd czymś naturalnym było, że w momencie jakiegokolwiek zagrożenia wybierano właśnie różaniec. Ja tę modlitwę zacząłem odkrywać dopiero po swoim nawróceniu. Wcześniej różnie bywało. Chociaż miałem świadomość, że Pan Bóg istnieje i nade mną czuwa, to jednak Go ignorowałem. Istniała we mnie jakaś tęsknota, ale nie udawało mi się Go dotknąć. W tym zabarwionym tęsknotą zmaganiu poszukiwałem różnych sposobów, by nawiązać z Nim jakiś kontakt. Potem jednak wyjechałem z domu. Zacząłem życie na własną rękę. Zaniedbując i rodzinę, i szkołę. Do kościoła nie zaglądałem, a moje życie w końcu zamieniło się w nieustanne imprezowanie. Byłem wtedy człowiekiem nieszczęśliwym, chociaż robiłem to, o czym marzyłem, a jedyne, o czym marzyłem, to by się zabawić. Zabawa była marzeniem i celem codziennym. Modliłem się wprawdzie każdego dnia, ale byłem bardzo zdeterminowany takim stylem życia.

W pewnym momencie zacząłem wybierać najprzeróżniejsze modlitwy. Nie chciałem bowiem takiego życia, które Pana Boga nie uwzględnia. Po długim czasie osobistych poszukiwań zdecydowałem się poprosić o pomoc Maryję. Byłem zdumiony, jak szybko, i jak skutecznie zadziałała, wyrywając mnie z okresu stagnacji.

Odmawiając pojedyncze Zdrowaś Mario, prosiłem Maryję, by się za mnie modliła. Stało się wówczas coś, czemu się sam zdziwiłem. Nie miałem wprawdzie więcej sił do tego, by dokonywać innych wyborów, ale rzeczywiście coś się zaczęło zmieniać. Nie na skutek mojego wysiłku, ale tak, jakby ktoś za mnie brał ciężar. Zacząłem się zmieniać. Rezygnowałem z różnych zabaw i robiłem coś, co powinienem. Było to takie zwyczajne. Zauważyłem, że tej zmianie towarzyszyło coraz mocniejsze zwracanie serca ku Matce Najświętszej. Zaczęło się tak bardzo delikatnie, pojedynczymi zdrowaśkami. Ale kiedy spostrzegłem, jak dużo się zmienia, to chwyciłem za różaniec. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem nawet, jak się modlić na nim. Chwyciłem go i odmawiałem bez żadnych rozmyślań, wierząc, że choćbym nawet robił to bezmyślnie, to jest to właśnie ten kierunek. Rzeczywiście się zmieniałem i to tak, że zauważyła to moja mama, która tą nagłą przemianą była i zdziwiona, i zachwycona.

Od tego czasu nie ma dnia, żebym się nie modlił na różańcu. Jest to dla mnie tak oczywiste, jak wstanie rano. Nawet jeżeli wracałem bardzo zmęczony po długich występach artystycznych, to zawsze odmawiałem jeden dziesiątek. Wtedy zwykle pojawiał się kolejny dziesiątek i znikało poczucie czasu, jak w rozmowie z kimś bardzo bliskim. Sądzę, że to moje zachwycenie się różańcem jest darem, który otrzymałem od Matki Bożej. Czułem, że modlę się nie tylko do, ale i wraz. Czułem, że wraz ze mną modli się Maryja, dzięki której tak bardzo wiele się u mnie zmieniło. Modlę się przez ostatnie trzy lata i stało się to już częścią mnie. Obecnie tym żyję.

 


 

MARCIN

RODZICE SĄ OSOBAMI WIERZĄCYMI i niejednokrotnie widziałem, jak się modlili na różańcu. Tata modlił się w drodze do pracy. Powiem szczerze, imponowała mi ta jego modlitwa i często mnie wzruszała. Przez dłuższy czas nie umiałem się modlić na różańcu, nawet mnie to męczyło. Sporo zmieniło się na studiach. Ale dopiero gdy poszedłem do pracy, modlitwa ta stała się moją własną. Przez dwa ostatnie lata codziennie, z wyjątkiem sobót i niedziel, udawało mi się w drodze do pracy zmówić cały różaniec. Gdy jechałem samochodem, puszczałem sobie płytę z nagranym różańcem i włączałem się w modlitwę. Rano jestem rozkojarzony i nie obudzony do końca. Stąd też tego rodzaju pomoc bardzo mi się przydawała, bo moja modlitwa nie zawsze była taka, jak bym chciał. Byłem jednak optymistą i liczyłem, że Maryja traktuje mnie tak, jak to robi najlepsza matka.

Po przebudzeniu jedynymi Osobami, z którymi potrafiłem i chciałem rozmawiać, był Pan Bóg i Matka Boża. Zauważyłem, że mam taki zegar biologiczny, iż wszelkie rozmowy z ludźmi, a jako prawnik prowadzę ich dość dużo, mogę zaczynać dopiero po godzinie ósmej. Rano albo się modliłem, albo nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Chyba że z Panem Bogiem. Kiedy wcześniej dojeżdżałem do pracy pociągiem, wyglądało to dość dziwnie, bo w drodze na stację mój tato szedł przede mną z różańcem, gdzieś tam w kieszeni czy w ręku, a ja za nim też z różańcem. Było to „takie fajne” i rodziło jedynie optymizm i większy zapał do pracy. Nosiłem w swoim sercu to, do czego Matka Boża zaprosiła nas w Gietrzwałdzie. Powiedziała, żeby codziennie odmawiać różaniec. Jest to pewna droga do Boga, a zarazem możliwość doświadczenia, jakie to skuteczne, gdy prosimy Matkę Bożą, by się z nami i za nas modliła.

 


 

DOMINIK

RÓŻANIEC POJAWIŁ SIĘ, GDY BYŁEM W POTRZEBIE. Odmawiałem koronkę do Miłosierdzia Bożego, a potem spontanicznie przeszło to w różaniec. Wiązało się to z moim nawróceniem. Wcześniej związałem się z ezoteryką, z różnymi medytacjami. Dałem się nawet dość mocno wciągnąć. Było to na początku bardzo zagmatwane, a ja myślałem, że tędy wiedzie droga do Boga. Sądziłem, że ja już wszystko wiem, że to nie przeszkadza, tylko się uzupełnia, że to są jakieś nowe, wzbogacające mnie metody.

Pomogło mi spotkanie z pewną osobą, która dała mi wspaniałe świadectwo. Tej – o wielkiej wrażliwości ? koleżance z duszpasterstwa Matka Boża była szczególnie bliska. Ona żyła z Maryją tak na co dzień. Byłem pewien podziwu, jak wspaniale rozwiązują się jej nieraz bardzo trudne sprawy. Wszystko tak się dobrze układa, a tych „zbiegów okoliczności” w ciągu jednego dnia było u niej tak dużo, że to dawało mi wiele do myślenia. Podrzuciła mi książkę Ludwika Grignion de Montfort Tajemnica Maryi.

Pamiętam, że kiedy wchodziłem w to, co się ogólnie określa jako New Age, zacząłem odczuwać niechęć do Matki Bożej. Ciężko mi było zaakceptować Jej obecność w Kościele i to, że za bardzo się na Nią zwraca uwagę. Zacząłem Ją lekceważyć i darzyć niechęcią. Wtedy ta koleżanka podsunęła mi akt ofiarowania się Jezusowi przez ręce Maryi. Nie powiedziała, co to jest, tylko poprosiła, bym przeczytał. Ależ się na nią zdenerwowałem, że podsuwa mi coś takiego, jakiś akt ofiarowania. Agresja w odpowiedzi na podstęp koleżanki kazała mi się zastanowić nad tym, dlaczego coś takiego się we mnie pojawiło? Pomyślałem, że coś tu musi być nie w porządku, i postanowiłem zrobić na przekór tym złym uczuciom i właśnie przez wstawiennictwo Maryi się modlić. W dzieciństwie często się tak modliłem, a teraz zrozumiałem, że Ona chce mnie w ten właśnie sposób do siebie zaprosić.

Wszystko zaczęło się rozjeżdżać. Kiedy dotknąłem sprawy reinkarnacji, uznałem, że muszę coś wybrać, i wybrałem Biblię. Chciałem odciąć się od tamtych spraw zupełnie i wtedy zacząłem mieć duchowe problemy. Pojawiały się dni, kiedy miewałem wielkiego „doła”. Pojawiały się też lęki i najprzeróżniejsze makabryczne sny. Zauważyłem też, że różaniec tego rodzaju koszmary łagodził. Śniły mi się różne cienie, postacie, które mi się odgrażały. Czułem ewidentnie wokół siebie jakąś agresję. Zawsze wtedy sięgałem po różaniec i zaczynałem się modlić. Kiedy pojawiał się taki paraliżujący lęk, że czułem, iż za chwilę się nie ruszę, wtedy – czasami w ostatniej chwili – chwytałem za różaniec, jak za deskę ratunku. Zawsze idąc spać, miałem go przy poduszce. I czasami nawet we śnie sięgałem po różaniec i zaczynałem się modlić, w ogóle się nie budząc. Wtedy te przerażające sny odchodziły, a mój lęk znikał. Miałem kilka takich doświadczeń, dlatego mogę powiedzieć, że różaniec mnie w tego rodzaju sytuacjach ratuje. Gdy czasami pojawiał się taki lęk wieczorem przed snem, to owijałem sobie różaniec wokół dłoni, zaciskałem pięść i tak spałem, a różaniec pozostawał do rana w mojej ręce. I wtedy mogłem zwyczajnie spać. Wiedziałem, że się tego różańca trzymam.

Obecnie nie wychodzę z domu bez różańca i nie idę bez niego spać. Z Maryją jest mi w życiu łatwiej. Ona nie załatwia za mnie spraw, ale mi pomaga. Jej się na bieżąco z wszystkiego zwierzam. W tym też czasie starałem się jak najczęściej przyjmować Eucharystię i regularnie się spowiadać. Bez tego to, co było wcześniej, zaczynało wracać. Kiedy się z tego wszystkiego wyspowiadałem, podjąłem decyzję, by komunię świętą przyjmować zawsze, ilekroć jestem na Mszy. Dla mnie jest to jak lekarstwo na wcześniej połkniętą truciznę. Im częściej je przyjmuję, tym szybciej staję na nogi i jestem coraz sprawniejszy. Wchodząc w New Age, mówimy Panu Bogu „nie, dziękuję, ja wybieram co innego”. Tymczasem każda komunia jest świadectwem, że ja chcę być, Panie Jezu, z Tobą i chcę, byś się mną opiekował. Wtedy mam poczucie, że należę do Pana Boga. On zwyciężył zło, On zwyciężył szatana. Szatan, który chce mnie wyrwać z powrotem, bo do niego należałem przez jakiś czas, już tego nie zrobi, bo Bóg jest silniejszy.

 


 

MARIUSZ

TO MOJA BABCIA, OSOBA BARDZO ZŻYTA Z RÓŻAŃCEM, mnie w tę modlitwę wprowadziła. Przez okres szkoły podstawowej towarzyszyła mi świadomość, że moi rodzice również się na różańcu modlą. Zauważyłem, iż modlitwa ta ma bardzo duży i dobry wpływ na babcię i na jej życie. Gdy odkryłem, jak bardzo pozytywnie oddziałuje na tych, którzy się nią posługują, coraz częściej zacząłem po tę modlitwę sięgać. Początkowo w rozważaniach pomagały mi gotowe opracowania, potem byłem tu coraz bardziej samodzielny, a nawet próbowałem układać rozważania swoje własne.

 


 

MATEUSZ

WCZEŚNIEJ RÓŻANIEC BYŁ DLA MNIE MODLITWĄ OSÓB STARSZYCH. Odkryłem go przed dwoma laty, kiedy moja relacja do Matki Bożej zaczęła mieć wiele wspólnego z relacją do mojej mamy. Coraz głębiej uświadamiałem sobie, że Maryja jest również i moją mamą. Dla mnie jest to modlitwa do Matki. Obecnie mam różaniec zawsze przy sobie. Kiedy pojawiają się sprawy, które mnie przerastają, biorę do ręki różaniec. Podobnie reaguję, gdy spotykam ludzi, którzy bardzo mnie nieraz denerwują. Gdy mam nieco więcej czasu, a w zasięgu mojej ręki jest Biblia, to w modlitwie tej pomagam sobie jej tekstem. Bardzo lubię odmawiać różaniec w ten właśnie sposób.

 


 

PIOTR

MOJA ŚWIADOMA PRZYGODA Z RÓŻAŃCEM ZACZĘŁA SIĘ PRZED DWOMA LATY. Okazją była piesza pielgrzymka na Jasną Górę. W wieku dziesięciu lat jako dziecko poszedłem z mamą na pielgrzymkę. Po dwóch dniach „wymiękłem” i do Częstochowy nie doszedłem. Pozostało we mnie pragnienie, by taką pielgrzymkę rzeczywiście odbyć. Przed dwoma laty poszedłem i tym razem chciałem dojść do końca. Był to dość trudny okres w moim życiu. Odszedłem bowiem z pracy. Pojawiły się też inne problemy. Na studiach szukałem czegoś dla siebie, by się odnaleźć w Kościele. I stało się wtedy coś dziwnego.

Na pielgrzymce coś we mnie pękło. Poczułem pokój w sercu i zachwyt tym, co się na pielgrzymce działo. Byłem zauroczony Matką Bożą, Jej ufnością i tym, co Pan Bóg zdziałał w Jej życiu. Gdy modliłem się na różańcu, ta Jej ufność wobec Boga zaczęła się przekładać na moje osobiste, pełne zaufania podejście do Pana Boga. Obecnie mam różaniec stale przy sobie i modlę się na nim, odmawiając codziennie przynajmniej jeden dziesiątek. W pewnym momencie powierzyłem całe swoje życie Matce Bożej, a modlitwa pomaga mi czerpać wiele z Jej postawy. Tematem mojej pracy magisterskiej z politologii był sposób postrzegania zjednoczonej Europy przez Jana Pawła II. Ze względu na jego hasło „Totus Tuus”, różaniec bardzo mi pomagał w tym wszystkim. Gdy miałem trudności z zabraniem się do pracy – różaniec stawał się takim otwarciem na Matkę Bożą i znikało całe zamieszanie w głowie, znikał szum, chaos i wracały chęci.

 


 

MICHAŁ

WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ DZIĘKI MOJEJ WSPANIAŁEJ BABCI. W wieku siedmiu lat wszedłem do podwórkowych kółek różańcowych dzieci. Zorganizowała je moja babcia, zapraszając do nich w pierwszej kolejności swoich wnuków. Spotykaliśmy się raz w tygodniu u babci, a w pozostałe dni staraliśmy się każdego dnia odmawiać dziesiątek samodzielnie. Było to moje pierwsze odkrycie tej modlitwy. Potem to się coraz bardziej rozrastało, również i w czasie szkoły średniej modlitwa ta była w moim życiu obecna. Nie wiem, jak do tego doszło, ale odkryłem, że dobrze jest mieć różaniec przy sobie. Gdy gdzieś podróżowałem czy szedłem do szkoły, to mając różaniec w kieszeni, często go odmawiałem. Stał się on dla mnie modlitwą drogi. Głęboko wszedłem w modlitwę różańcową w czasie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Kiedy znajduję się w sytuacji, która wymaga modlitwy, to zawsze wybieram różaniec. Zauważyłem, że jest coś szczególnego w propozycji duchowej adopcji dziecka poczętego. Przecież to ja mogę uratować ludzkie życie. Dlatego też przez ostatnie cztery lata podejmuję ją systematycznie, tak że ten dziesiątek różańca codziennie odmawiam.

Świadectw wysłuchał i opracował o. Stanisław Gołąb OP